Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

87
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— A! a ty tu co robisz? młody molu! zapytał śmiejąc się Stanisława, zobaczywszy go u drzwi; co robisz u tego starego skąpca? czy jak ja przychodzisz pożyczać książki i słuchać ustępów nieśmiertelnéj Władysławiady?
— Poznaliśmy się dzisiaj przypadkiem....
— Ale spodziewam się, że cię Władysławiada nie minęła? rzekł śmiejąc się professor.
— Pieśń pierwsza...
— Późniéj przyjdą następne, do dwudziestéj czwartéj, bo jest ich dwa tuziny... Panie Benedykcie — odwrócił się do gospodarza — przychodzę wysłuchać pieśni szóstej i prosić cię o pożyczenie poezyj Grochowskiego i Miaskowskiego.
— Miaskowski Kacper! rzadki! o! rzadki. Rytmy! mam! Grochowski w oddzielnych broszurach także niełatwy do dostania, ale i to tu jest!
— Wszak święcie pożyczone oddaję?
— Ani słowa!
— Pieśń szósta... rzekł niespokojnie poprawując resztkę świecy stary: jesteśmy w obozie...
— Słucham, odparł z westchnieniem professor — i ja i Szarski... Poczém będę prosić, o książki i zmykam bo czasu nie mam.
— Zaraz, ale cóż pocznę ze świecą! zawołał stary; nie mam świecy!
— Gdyby też kiedy jaki funt smarkaczek kupił! rozśmiał się Hipolit.
— O! zapewne kupił! ofuknął się stary: dobrze to gadać! albo to ja bogacz jaki? tyle ekspensując na książki, żebym jeszcze świece kupował! Lokatorowie mi dają po kawałku i tak się żywię... Pójdę na dół, dostanę może... bo podobno pieśń szósta jest jedną