Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

67
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

nia dalszego pejzażu; — ale starych przyjaciół poznaje serce... jakżebym ja tych poczciwych lip nie poznał?.. Wszakże to miejsce przysięgi! zawołał ze śmiechem.
Księżna wyzwana w ten sposób, widocznie się zmieszała, i trochę rozdrażniona odpowiedziała pytaniem:
— Doprawdy?
— Wprawdzie świadkom jéj poocinano głowy, ale i tak przecię trafić na nich można.
— Prawda! przymuszonym śmiechem przerywając zawołała nagle Adela; wszakżeś mi pan przysiągł wieczną i niezgasłą miłości O! jakżeśmy byli śmieszni, seryo, ze łzami zamieniając przysięgi i niezapominajki!
— Prawda! to było niezmiernie śmieszne, rzekł Stanisław: dwoje dzieci, które nie znały świata, które świat dzielił cały... po kilku dniach, po kilku serca uderzeniach... za wcześnie to było! za wcześnie! A jednak pani — dodał poważnie Stanisław — z całego życia mojego jest to jedyna chwila może, któréj nigdy nie zapomnę, tak mi się głęboko wypiętnowała na duszy.
Piękna pani uśmiechnęła się tylko.
— Dzieciństwo jeszcze! powtórzyła przez białe ząbki.
— Nie przeczę! ale mi żal téj ślicznéj Adeli, która naówczas nie była jeszcze księżną, ani panią, ani może tak piękną jak dziś pani jesteś, ale miała na sobie skrzydła anielskie i aureolę idealnego świata.
Coraz bardziéj zdziwiona i zmieszana odwagą ubogiego chłopaka, Adela odwróciła się z twarzą surową i obiecała stroić sobie żarciki, ale bała się rozmowy, zwracającéj w stronę uczucia niebezpieczną i... nudną.
— Przepraszam, rzekł widząc to Stanisław: sa-