Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

66
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Nowy, to prawda, ale żeby był piękniejszy od dawnego, nie powiem, rzekł Szarski z westchnieniem. Ja tak cenię wspomnienia!
Księżna rozśmiała się tylko, powoli się posuwając.
— A więc pan zapewne szukasz tu ławki drewnianej i ulicy, gdzieśmy biegali razem. O! jakież z pana dziecko jeszcze!
— Dziecko! prawda! żywo przerwał Stanisław; bo szukam więcéj czegoś niż ławki i ulicy... bom jeszcze niedawno nosił na piersi...
— A! pewnie sławną ową niezapominajkę, która mi w téj chwili na myśl przychodzi... Jak to było śmieszne! cha! cha! cha! jakże to było śmieszne! I pan ją nosisz może jeszcze? spytała Adela.
— Nie, już nie mam, rzekł Stanisław.
Księżny twarz zmieniła się i przybrała wyraz surowszy.
— To lepiéj, odpowiedziała po chwili; nie trzeba zbyt długo być dzieckiem, choćby się kto urodził poetą; bo nic śmieszniejszego nad przedłużone dzieciństwo.
— A przyśpieszona starość? zapytał śmieléj Stanisław.
— Ta smutną tylko być może, ale śmieszną nie est, przerwała dumniejąc Adela, któréj oczy na ziemię się jednak zwróciły. — Widać było, że się nie spodziewała takiéj śmiałości w kuzynku, i sądząc, że się jéj odpowiadać nie odważy, w te niebezpieczną wdała się rozmowę; ale Staś nic już nie mając do stracenia, nie czuł potrzeby tajenia myśli swojéj.
— Ogród się bardzo odmienił — rzekł po chwili młody poeta zbliżając się do lip starych nieco poocinanych, którym nowe nadano kształty dla ukaza-