Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

41
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

my i dzieci nasze poumieramy! Ale co to dziwnego? gdzie komu dobrze, niech siedzi! Nawet że nie pisuje, i tego mu za złe nie mam, bo ja sam wiem jak to się ciężko wziąć do pióra. Nieraz cztery tygodnie na kwitek się zbieram, plunę w końcu i wyrzeknę się... papieru cierpieć nie mogę, a atramentu nie wiem czy kropla w domu się znajdzie. Ostatnim razem posyłałem aż do Moszka arendarza po kałamarz.
To mówiąc, z wesołym uśmiechem przysiadł się poczciwy Litwin do gościa, położył rękę na jego kolanie, i z dobrodusznością spytał go po cichu:
— Cóż to pana tu przypędziło?
— Co? tęsknica! rzekł ujęty całkiem Stanisław.
— Bądźmy szczerzy, jeśli przyjaciołmi być mamy rzekł po chwili Płacha. Doktor mi tam coś pisze, ale ja pisanego nie bardzo rozumiem... to umarłe słowa; powiedz mi pan to żywemi... Jakże? wszak Szaraki jesteś? słyszeliśmy cokolwiek o pańskich przygodach... Chcesz się widzieć z rodzicami? przeprosić ojca? Daruj natrętności, alem ja prosty człowiek i mówiąc rąbię jak myślę.
— Wszystko panu opowiem w krótkich słowach, odezwał się Stanisław ze łzami w oczach i głosie. Jestem winien przeciwko ojcu, bom go nie słuchał; poszedłem za moją wolą nie za jego: wyrzekł się mnie!... Zniosłem to jako karę zasłużoną, ale srodze zatęskniło serce do swoich, chciałem choć zobaczyć kątek rodzinny... bo do Krasnobrodu mi nie wolno...
Płacha słuchał poważnie, z uczuciem głębokiém, jak tylko ludzie prości a szczerzy słuchać umieją... przeszedł się po izbie kilka razy.
— Serce sobie rozraniasz — rzekł, — oczu nie wy-