Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

42
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

płakuj darmo... nie mówmy więcéj... Poczciwe uczucie prowadziło cię tutaj; Bóg mu pobłogosławi może...
I podał rękę gościowi.
— Pamiętaj pan, pamiętaj: dom mój, dom twój... gospodarz z czeladką na usługi, rozporządzaj nami... szczerze proszę...
— Nie wiesz pan co się dzieje w Krasnobrodzie? spytał podziękowawszy mu Stanisław.
— Nic nie wiem. Krasnobród dla mnie jakby o mil dziesięć. Sędzia patrzeć na nas nie może, bo się wciąż kłócimy po staremu o granicę. Zresztą ja z nikim nie żyję, nie widuję się, siedzę jak pustelnik. To tylko wiem, że tam zdrowi wszyscy. Sędzia mi się czasem przemknie przed oczyma na poletku... i tyle tego. Ale powiedz kochany panie, z kim się chcesz widzieć? jak tam przystąpisz? co sobie poczniesz?
— Ja!... ja sam nie wiem, odpowiedział Stanisław. Z daleka popatrzę na wioskę naszą, popłaczę, pomodlę się i powrócę.
Gospodarz się zamyślił, a że pora wieczerzy nadchodziła, wyszedł wkrótce nią rozporządzić, więcéj dumając o Stanisławie niż o niéj. Przerwała się jednak rozmowa i wróciła do rzeczy obojętnych.
Po ciężkiéj podróży, pełnéj wrażeń, ale pracy też i niewygody, Stanisław pod tą słomianą strzechą, nad błotami, których mieszkańcy śpiewali mu pieśń z dzieciństwa znajomą, lżéj i swobodniéj oddychał, dziękując Bogu w duszy, że mu się dozwolił dostać do tego skromnego dworku, w którym go spotkała gościnność wygnana już ceremoniami zkądinąd. Przyjęcie było proste, ubogie, ale pełne serca i otwartości, zaprawne ową chęcią przymilenia się, dogodzenia gościo-