Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

31
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

się aż ku niemu. Nie mógł wytrzymać Szarski, by okiem na obraz, który był przed nim, nie rzucić... chociaż jak świętokradztwo prawie wymawiał sobie, że go śmiał dotknąć źrenicą.
I przez szczelinę, w świetle ogarka zobaczył całkiem flamandzki obrazek.
Kobieta już niemłoda, uśmiechnięta błogo, ale razem zamyślona smutnie, zadumą wieku, który z najczystszéj radości tworzy sobie przeczucia smutków, siedziała przy stole; na jéj ramieniu spoczywała głowa dzieweczki ze spuszczonemi oczyma, ładniuchnéj jak aniołek, roztkliwionéj, rozmarzonéj Bóg wie o czém, Bóg wie o kim!
To zjawisko senne ujrzał tylko Szarski przelotem, i nie śmiejąc napawać się niém dłużéj, odszedł na swój barłóg sierocy. Po chwili ozwała się śpiewka nócona cicho... i szmer modlitwy, i błogosławieństwo wieczorne... i milczenie jak noc czarne.
Nazajutrz wstał przededniem podróżny, by nie stracić widoku téj twarzy, z któréj obrazem usnął tak błogo; wybiegł na drogę, stanął jak żebrak na kiju wsparty, i czekał, póki nie nadjedzie nieznajoma. Ujrzał ją wesoło uśmiechającą się do poranku, z otwartemi niebieskiemi oczyma na cudny świat, rozpromienioną, prześliczną... ale zaledwie przelotném spojrzeniem musnęła go obojętna i powóz posunął się daléj.
Próbował Szarski wprzód jeszcze dowiedzieć się czegoś o przejeżdżających od ludzi, szpiegował u Żyda; ale ludzie zbyli pieszaka żarcikiem, a Żyd uląkłszy się jego nalegania, ruszył tylko ramionami i zamilkł jak kamień.
Ileż to razy tak w życiu przeleci mimo nas szczęście, uśmiechnie się, a! i nie dogonić go więcéj!