Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

13
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Jest w stancyi.
— To mi go, proszę, wywołaj!
Chłopiec poleciał z hałasem, dla dystrakcyi w podróży wszystkie balaski galeryi przebiegając ręką, która po nich jak po klawiaturze rozstrojonego fortepianu zatętniała, i czerwony bardzo, w karmazynowéj swéj niegdyś mycce, ukazał się żwawo wybiegający gospodarz.
— A nie mylą mnie oczy moje! zawołał dłoń przykładając do czoła: to stary znajomy... śmiem rzec, przyjaciel domu... Jak się pan ma? i co pan tu porabia? Nie potrzebuje pan stancyi?
— Właśnie jéj szukam, rzekł Szarski.
— Poczciwy człowiek zaraz do znajomego ciągnie! zawołał stary, szparko macając się po kieszeniach kurtki... Héj! Małgorzata, Antosiek, Klimek! kluczy dawajcie! gdzie klucze?
I zasmolone służące i odarte chłopaki nadbiegli na zawołanie, a pan Horyłka już ożywiony myślą, że mieć będzie lokatora, kląć poczynał.
— Kto z was mi klucze pochwycił? A nu, próżniaki, gapie... tu taki godny pan, poczciwy, stary znajomy czeka...
To mówiąc, szybko zbiegł z piętra pan Horyłka, i zdejmując czapeczkę, uściskał swego dawnego lokatora.
— No! jakże? chwała Bogu, uniwersytet się skończył, powinszować stopnia! Jakiéj pan chce stancyi? dwie, trzy, czy cztery? Dom wyporządziłem teraz lepiéj, słowo honoru, jak u Podbipięty... pan sam zobaczy, ja nic nie powiem. Nowo pomalowany, elegancya największa, meble! Hersz! gdzie ten szelma Hersz! to łajdak śpi tylko! pije... dalipan pije! nos ma nawet