Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

14
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

czerwony! A klucze... a! pewnie u jejmości... idźże-no Klimek po cichu do jejmości.
— Do jakiéj jejmości? spytał Stanisław: wszakżeś się pan był rozstał z żoną?
— Tak! tak! było to coś, było, rzekł poprawiając mycki Horyłka: ale się to połatało. Widzi pan, wszystko to przyszło przez języki ludzkie. Udana była jakoby uciekła z huzarem; tymczasem co się pokazuje? zupełnie co innego! Miała dalekiego kuzyna w dragonach, i z nim jeździła odwiedzić swoją familię... powróciła! powróciła chwała Bogu! żyjemy w świętéj zgodzie. A! co to za kobieta panie! jaki mi ona zaraz ład wprowadziła w domu! jabym sam temu nie wystarczył. Pan zobaczy co to teraz za laleczka, hotel Kornela Horyłki. A o mało że przez plotki i zawiść ludzką nie poróżniłem się z najlepszą kobietą...
To mówiąc, dostawszy nareszcie zagubionych kluczów, otworzył machinalnie gospodarz ten sam właśnie pokoik, w którym Szarski stał początkowo z Bazylewiczem. W istocie miał on teraz nieco lepszą minę, wymytą świeżo podłogę, pomalowane ściany w pasy żółte i niebieskie, kanapkę cycem pokrytą i plwaczkę w kącie. Tę najprzód ukazał mu gospodarz.
— Widzi pan... są nawet kruszarki (tak je nazywał), i o tém pamiętała. Ot! jaka to kobieta!
— Ale łóżka nie ma, panie Horyłka.
— A kanapa? czysty zysk, w nocy się na niéj śpi, a w dzień siedzi... salon kompletny. Na cóż młodemu łóżko? chyba żeby się uczył zniewieściałości!
Targ wkrótce skończono, i Staś znowu się rozgościł na staréj swojéj kwaterze.