Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

133
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

obwieszony łańcuszkami, brelokami, pozapinany na mnóztwo szpilek i guzików.
— Pan Szarski? zapytał.
Stanisław wstał od stolika.
— Pisarz... literat? poeta? zapytał powtóre, nie zrzucając płaszcza nieznajomy.
— Ja jestem.
— A! to dobrze, trafiłem widzę — rzekł ów pan, siadając bez ceremonii na łóżku i zdejmując nareszcie czapkę, chociaż płaszcz na ramionach zostawił. Mam tu do pana interesik.
— Słucham pana, czasu mam niewiele.
— Słuchaj pan, a uważnie. — Obejrzał się. — Jesteśmy sami?
— Najzupełniéj.
— Nikt nie słucha?
Szarski ramionami ruszył. Nieznajomy poszedł, wyjrzał jeszcze za drzwi, i powrócił rozeprzeć się na łóżku.
— Jestem — rzekł — dosyć bogaty... bardzo bogaty.
— Bardzo panu winszuję, rzekł z bolesnym uśmiechem Szarski.
— Ale słuchaj-no pan... Mam talent i ochotę pisać — dodał — piszę, piszę... Napisałem świeżo dramat Hidalgo.
— Niezmiernie mnie to cieszy...
— Słuchaj-no pan tylko. Dramat ten potrzebuje.... przepisania... wykończenia, a ja na to nie mam czasu... Chcę kogoś, coby mi to wygładził, wyrobił, a ja przejrzę późniéj ostatecznie i wydam.
Staś ruszył ramionami; nieznajomy rzucił na stół pokreślony rękopism.
— Jutro przejrzawszy powiem panu, co uczynić mogę — odparł, chcąc się co najprędzśj wywinąć Szarski.
— Zapłacę dobrze, rzekł nieznajomy. Pan masz