Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

132
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

troskliwości i staraniom otaczającym Sarę, zaczęła wreszcie przychodzić do siebie i spokój jakiś z uśmiechem zjawił się na jéj czole i ustach. Zapragnęła książki, wzięła ją z rak Stanisława, i zatopiła się w morzu myśli i obrazów, jakby chciała w niém obmyć się z wrażeń świata.
Nigdy nie pytając o jutro, tak była pewna, że jéj nie opuści ten, któremu się powierzyła, iż na chwilę nie zwątpiła o przyszłości.
Stanisław tymczasem musiał zabijać się pracą, by wydołać zaciągniętym obowiązkom nowym, by siebie i ją wyżywić. Przechodziło to prawie jego siły, ale czegoż miłość młoda nie zwycięży? Siedząc często za parawanem w pokoiku, w którym zasypiała Sara, noce trawił na przepisywaniu cudzych ramot, na poprawie druków, na tém rzemiośle literackiego śmieciarza, które nuży i zabija; ale każdy grosz zapracowany tą mechaniczną praca, lżejszy mu był jeszcze niż sprzedawanie własnéj myśli, któréj na zawołanie mieć nie mógł. Wolał więc być tragarzem.
Pół dnia spędzał zwykle w mieszkaniu swojém przy ulicy Trockiéj, drugie pół w pokoju choréj Sary. Nie widywał nikogo, i życiu nowemu ledwie mógł podołać, w ciągłéj będąc obawie od Żydów, którzy jego i nieszczęśliwą starali się wszelkiemi sposobami prześladować.
Jednego poranku drzwi się otworzyły, i nieznajoma figurka, szeroko je rozwarłszy, weszła wymawiając nazwisko Szarskiego. Był to mężczyzna jasnoblond, twarzy startéj i zupełnie nieznaczącéj, nadzwyczaj biały, różowy, oczu bladych, ust szerokich, wyrazu głupowatego i dumnego, ubrany wykwintnie,