Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

246
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zrozumiale i ciemno! Jedyną drogą, jaką mu ukazywali wszyscy, było nauczycielstwo, powołanie wielkie, piękne, ale nie dla każdego otwarte, bo kto sam chce się uczyć całe życie, ten nie potrafi dopomódz dzieciom w pierwszych krokach na téj ciernistéj ścieżynce. Stanisław od razu wymazał ze swych widoków chleb ten powszedni jemu podobnych wyznawców, którego suchy kawałek pożywać trzeba często we łzach utrapień i upokorzeniach, zawsze w tęsknocie ducha i znużeniu.
Gdzież się było udać? co robić, aby żyć?
Z piórem w ręku, mówił sobie, nie umrę z głodu. Nie pragnę wiele, pozostanę sam jak jestem, a pół życia poświęcę, by drugą połową poglądać w niebo swobodnie i snuć złote pasma poezyi.
Marzył tak, marzył... bo niestety! nie znał życia, nie pojmował jak ciężko duchem pracować na potrzeby ciała, jak stokroć lepiéj wypłaca się rzemiosło, bezmyślne zajęcie ręki, lub proste wykrętarstwo i łowy na grosz cudzy. Czasami jeszcze przysłuchywał się, czy głos jaki przebaczenia, czy wezwanie rodzicielskie nie przerwie téj ciszy, która go tak trapiła? myślał, że ojciec, że matka zawoła... ale oboje milczeli.
Po bytności Falszewicza upływały miesiące za miesiącami, lecz ani list, ani wieść żadna nie przyszła. Zostawiony sam sobie, dni całe rozpaczał, to znowu się odżywiał, przewidując najpomyślniejsze w świecie rozwiązanie. Szczerba i inni towarzysze podtrzymywali go w tych nadziejach, choć prawdą a Bogiem, gdy się tylko oddalił, w cichych rozmowach wieczornych smutnie nieraz kłopotali się i troskali, co pocznie z sobą ten nieopatrzny sierotka, który na jutro w tło-