Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

185
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

wytworniejszemi sprzęty. Musiał je przejść wszystkie aż do sypialni księcia, w któréj go zastał w szlafroku jeszcze, w złocistéj jakiéjś wschodniej czapeczce, z cygarem w ustach i francuzką jakąś książką, otoczonego mnóztwem piesków, cacek, fraszek, fotelików, kozetek, elegancyj, wśród których biedny student ledwie obrócić się umiał. Książę grzecznie wcale powstał na jego przyjęcie, przysunął mu fotel, ale zdawał się nieco zakłopotany, od czego ma zacząć rozmowę.
— Przepraszam — rzekł nareszcie — żem pana dobrodzieja trudził. Potrzebowałem uprosić kogoś o pracę pół-literacką, na wpół-historyczną; a że mi bardzo wiele o panu mówiono dobrego, a imię jego mnie uderzyło, bo mi nie jest obce... ośmieliłem się wezwać go...
Stanisław się skłonił.
— Prawdziwie, nie wiem jak mam się panu wytłómaczyć z tego, czegobym po nim żądał... Chciałbym mieć historyę familii mojéj — dodał ciszéj.
Szarski cały zarumieniony, podniósł oczy.
— Rodzina ta — mówił coraz żywiéj, ale tonem bardzo łagodnym książę Jan — jak się o tém z kronik, herbarzy i familijnych archiwów przekonać można, zajmowała dosyć ważne w dziejach krajowych stanowisko... mieliśmy wielu znakomitych ludzi. Czybyś pan się nie podjął mi napisać krótkiego rysu historyczno-genealogicznego... a stratę czasu, jakąby to spowodować mogło dla niego, starałbym się o ile możności mojéj wynagrodzić.
— Mości książę — odparł po chwili namysłu ośmielając się Stanisław — dotąd nie byłem nigdy najemnikiem piszącym za pieniądze co kto rozkaże, i nie pojmuję, żeby tak pióro swoje sprzedawać było można. Jestem