Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

154
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

tém jasnowidzeniem pierwszéj młodzieńczéj miłości, która zgaduje wszystko.
I na myśl mu nawet nie przyszło, że od ostatniego widzenia się z Adelą, więcéj niż rok upłynął, że dziewczę wyrosło na panienkę, a zrzucając strój młodszy, mogło z nim i niezapominajkę odrzucić. On swoją tak wiernie i troskliwie piastował, tak codzień musiał się z nią zobaczyć, pomówić z nią! tak utrzymywał w niéj życie!
Gdy stanął u wskazanego progu, gdy dotknął klamki, gdy ujrzał ludzi znajomych, tak był pewien, że go pochwycą w objęcia, iż sam gotów był ściskać wszystkich, począwszy od lokaja.
Długo bo uczyć się potrzeba serca ludzkiego, żeby uwierzyć, iż w niém uczucie błyskawicą przychodzi i gaśnie, a młodzi wierzą w stałość i opierają życie na najnietrwalszéj posadzie jaka jest pod słońcem.
Zdziwiło już trochę Stanisława, że mu nikt głową nie kiwnął, że dość zimno, a nawet kwaśno i z niegrzecznym poglądem na skromną odzież jego, drzwi pokoju pana Adama wskazano. Wbiegł jednak...
Pan Adam siedział w szlafroku, w szerokim fotelu, z gazetą w ręku, z fajką w ustach, i czytał. Podniósł głowę, przymrużył oczy, w początku nawet zdawał się nie poznawać Stanisława, a na żywe i wesołe przywitanie jego, odpowiedział niezmiernie grzeczném, ale nadzwyczaj zimném:
— A! pan Stanisław! jakże mi się masz? Siadaj, proszę... Jesteś tedy na naukach? Bardzom rad, że cię widzę...
Staś się stropił, i z tego tonu, do innego wcale będąc przygotowany, słowa z razu odpowiedzieć nie potrafił.