Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

127
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

zbłąkanego na poddaszu. Otworzył drzwi, sądząc, że poczciwy Szczerba przyszedł go odwiedzić; ale twarz zupełnie mu nieznana ukazała się z głębi ciemności, i głos wesoły spytał o niego po nazwisku.
Przybyły był to człowiek w samym kwiecie młodości, a dwoje czarnych, niewielkich gorących oczu dawało twarzy jego wyraz życia silny i wybitny. Czarny włos w obfitych puklach zwijał się nad czołem pofałdowaném wcześnie myślą i pracą, ale usta śmiały się jeszcze weselem młodzieńczém i nieopatrzną młodości nadzieją. Ubiór wskazywał w nim nauczyciela.
Nie kto inny to był tylko poczciwy professor Hipolit, który przeczytawszy nadesłane mu poezye i ułamki prozy, póty się dowiadywał i szperał, aż wyszukał mieszkanie młodego pracownika. Trudno wypowiedzieć, jakiém uczuciem wdzięczności zabiło serce Szarskiego na widok pełnéj dobrotliwości i sympatyi, ciepłéj dłoni człowieka, który mógł nim pogardzić, mógł go lekceważyć, a pragnął podnieść i zachęcić, nie wahając się pierwszy wyciągnąć do niego dłoń przyjazną.
Professor wszedł wesoło, żartując ze swéj pielgrzymki na Niemiecką ulicę i błąkania się po żydowskim strychu; obejrzał izdebkę nędzną, okiem policzył sprzęty ubogie, domyślił się biedy studenta, i serce mu się widać ścisnęło na widok doli, któréj sam doznał może, szczęśliwie ją już przebywszy. Przypomniały mu się zapewne dziecinne lata w niedostatku spędzone, bo los go uczynił sierotą, i wytrwaniu winien był, że nie upadł na progu życia.
— Czytałem coś mi pan przysłał, rzekł powoli, siadając na jedyném krzesełku i biorąc rękę chłopca