Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

109
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

od nich ząbki. Ale rzadko gość ten się na nich zjawiał, bo Sara od urodzenia była czegoś smutna, a rodzice wielce się tém trapili, że prawie dzieciństwa i młodości nie znała. Nie bawiły jéj zabawki, nie rozrywała igraszka rówieśnic; lubiła dumać, czasem nóciła coś posłyszanego w ulicy, a gdy ją czytać uczyć poczęto, cała się rzuciła do książki.
I Dawid sam, i jego żona, bardzo na to kręcili głowami, nie radzi z usposobień dziecięcia; ale ciągłe obcowanie z niewiernymi, widok dziewic chrześciańskich, powoli ich z tą skłonnością Sary oswajał i godził. Postanowili po długich rozmysłach i naradach dać jéj nauczycieli języków i wychowywać jak najstaranniéj. Sprzeciwiał się temu niezmiernie starzec Abram, jako rzeczy niezgodnéj z prawami i zwyczajami, dowodząc, że kobieta czytać nawet umieć nie potrzebuje; ale już wykształceńszy Dawid i matka, nie spierając się z nim, po cichu swoje zrobili. Ukradkiem tedy fortepian wjechał jednego wieczoru na pierwsze piętro; a nazajutrz (bo to się zawsze robiło jak najoszczędniéj) wynaleziono jakiegoś Żydka muzyka... przyszłe cudo, mające niezadługo objeżdżać Europę i Azyę, szukając pieniędzy w klawiszach, a tymczasem dawało lekcye po dwa złote na godzinę, — i installowano go jako metra muzyki.
Hersz podjął się taniego i przyzwoitego wyszukać nauczyciela francuzczyzny, i pochodziwszy po głowie, zaproponował to miejsce Szarskiemu, spodziewając się go dobrze obedrzeć przy téj zręczności.
Wieczorem tegoż dnia szli już na ulicę Niemiecką, a Żydek ciągle dawał nauki swemu protegowanemu.
— Niech tylko jegomość uważa, mówił; trzeba najprzód prosić po pół rubla za godzinę, choć to i po