Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

110
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

dwa złote bardzo wiele! Oni bogaci, to zapłacą... ale czterdzieści groszy będzie dla mnie.
— Jak to? od godziny?
— Nu! a jużciż! a jakże! zawołał Żydek; albo to ja nie nastręczam? alboby to panicz sam tu trafił? A to sześć godzin w tydzień, to dwanaście złotych; co! to jeszcze mało? Czterdzieści ośm na miesiąc, czterysta ośmdziesiąt na dziesięć miesięcy, siedmdziesiąt dwa rubli! a wej! Samemu jednemu czy to z tego żyć nie można?
— Ale zlitujże się Hersz! zawołał w pół śmiejąc się, wpół smutnie przyszły nauczyciel francuzkiego języka: godziż ci się tak mnie odzierać?
— Co to obdzierać? jak to obdzierać? Paniczu! paniczyku! jegomość! auf Nemunes, kto inny dałby mnie po dwa złote, a to ja tylko dla was robię! Stanisław oburzony już się chciał cofnąć i uciekać gdy znowu na myśl mu przyszło, że jest ciężarem towarzyszom, że pracować musi na siebie, a pracy znaleźć niełatwo. Westchnął więc i poszedł za przewodnikiem. Żyda czy sumienie tknęło, czy się niepokoił milczeniem Stanisława, dość, że już w bramie stanąwszy, rzekł:
— Ot tak! auf Nemunes, odstępuję... po złotemu tylko dla mnie, żebyś panicz wiedział co Hersz... ale słowo!
— Wiesz, żem nigdy nie zawiódł nikogo... odparł Stanisław, ze smutkiem wchodząc na ciemne i brudne schodki.
Hersz żywo pobiegł przodem.
Wdrapawszy się omackiem po ciasnych i niewygodnych stopniach na górę i omacawszy drzwi, gdy Szarski spodziewał się wnijść do zwykłéj niechlujnéj izby żydowskiéj, znalazł się nagle w saloniku, którego