Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za bogactwo kolorów!
— Co za świeżość!
— Jak piękna suknia malarza!
A Broor śmieje się w duchu, — a wszyscy obracają oczy za nim i patrzą i chwalą i zazdroszczą Adrjanowi Broor — kończy się sztuka, — Broor wypada na scenę.
— Z czego moja suknia? — woła do widzów.
— O! śliczna suknia! śliczne kwiaty, musi być jedwabna! — wołają kobiety.
— Perska materja!
— Droga suknia! dodają kupcy — nie ma takiej w żadnym sklepie w Amsterdamie!
— Po czemuś ją kupił?
— Gdzieś ją wyśledził?
— Kto ci ją darował? — pyta się młodzież z zapalonemi oczyma.
Wszyscy chwalą, wszyscy się dziwią. Broor stoi i milczy, potem z gorzkim uśmiechem zmaczaną gąbką prowadzi po sukni, ściera kwiaty i jednem poruszeniem ręki zmienia ją w brudny kawał płótna! Tak wielowładny talent ozdobi wszystko, czego się dotknie, i talent tylko rozpozna, co zrobił, i talent tylko może pogardzić swoją robotą, zetrzeć ją i zniszczyć śmiejąc się gorzko.
W Antwerpji, w czasie wojny — Broor siedzi uwięziony, wzięty za szpiega. Rubens go odwiedza i po robocie poznaje, wykupuje go z niewoli, daje u siebie mieszkanie i ofiaruje przyjaźń