Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Poeta i świat.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i powagą, pewien siebie, wyrokuje o nowszych pisarzach jak pedagog o swoich uczniach. Jeśli go zaś kto z nienacka zagadnie o nim samym, wówczas to go widzieć trzeba oddającego sobie sprawiedliwość. — Ja! cóż to ja! Panie Dobrodzieju! nikt nie zaprzeczy mi talentu! ale tak jestem zawsze zatrudniony, tyle mam interesów na karku, które mi chwili wolnej nie zostawują! — Nie godzi się tak jednak talentu zagrzebywać! — Bardzoś WP. Dobrodziej łaskaw! Ale cóż począć, kiedy w tym wieku poezja nie daje chleba, a przedewszystkiem człowiek potrzebuje zapewnić sobie sustentację (sic). To mówiąc, poeta zaciera i zaciera czuprynę w poetycznym nieładzie nad wyłysiałem czołem sterczącą, i kręci się i podnosi głowę i wzdycha. Rzekłbyś, że jest istotnie jednym z tych Tytanów, co się drą do nieba, walcząc z mizernemi szczegółami prozaicznego żywota. Gdzie tam! Poeta wiejski jest w świecie najprozaiczniejszą istotą, tak mu dobrze w tem błocie naszej ziemi jak pewnemu stworzeniu, które błoto lubi. A tu muszę was przestrzec, iżbyście nigdy nie wierzyli tym, którzy prawią o swoim zapale do poezji, o swoim popędzie do pisania, a jednak nie piszą. Komukolwiek Bóg dał zdatność, połączył ją niechybnie z wolą, dającą talentowi cel i znaczenie. Ci, którym się zdaje, że pisaliby, gdyby nie to, gdyby nie owo, będą zawsze mieli to lub owo