Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogła. Ale cóż wytrwa przy zapalonej żądzy, która w przesycie zagasnąć jeszcze nie mogła? Ona wszystko pali i popieli, obraca w żużle i puszcza na wiatry. A tłum co towarzyszył Janowi w wyprawie, stał z nim razem, z oczyma obróconemi na Rzym, milczący, z sercem wzruszonem, lecz wcale różnemi myślami. Świat to wieczna gra sprzeczności i urągowisko wzajemne rzeczy, uczuć, czynów. — Poezja urąga się prozie, proza poezji, bogactwo nędzy, genjusz głupstwu, władza niemocy, zdrowie chorobie, uniesienie rachubie, przypadek projektom — ludzie ludziom, natura synom swoim.
I w tej chwili, niewielka podróżnych gromadka mimowolnie urągała sobie, w tysiąc rozbita sprzeczności. Obok Jana stał Anglik, długi, suchy, blady, flegmatyczny — jak wszyscy Anglicy w książkach — rozmyślający o marmurach i medalach, po które się zapędził do Rzymu. — Patrząc na Kampanię, zdawał się pod jej martwą powierzchnią upatrywać ukrytych skarbów i zapuszczał rydel wyobraźni w tajniki starych mogił i willi. — Obok Anglika, biedny pielgrzym w sukni pątnika, z laską i tykwą u laski, z siwą odkrytą głową — poglądał łzawemi oczy na kopułę Watykanu, na kościołów krzyże, jak na znaki zburzenia i odpuszczenia grzechów. On szedł po rozgrzeszenie i wzdrygał się patrząc na ręce, które po latach kilkunastu, jeszcze krwią powalane były dla duszy jego oka. On się modlił, a modlitwa jego urągała flegmatycznemu rozbiorowi Anglika i ognistym fantazjom Jana. — Obok pielgrzyma siadł malarz z długim włosem, rozdarł album swój i żywo nakreślił na białej karcie ten niezrównanej prostoty i olbrzymiej wielkości obraz, który jest kilką liniami dla oka, a kilku wieków pamiątką i niezmierzonym hory-