Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! o! dadzą one sobie radę, — przerwał gość — ciekawość, ręczę ci, przyśpieszy przygotowania. Córka twoja pewnie zechce widzieć reprezentację tę, ty zaś nadto jesteś dobrym ojcem, żebyś miał dziecko swe przyjemności tej pozbawić!
Zdaje się, że szambelan domyślił się przyczyny frasobliwego usposobienia kolegi i miał złośliwą przyjemność go drażnić, gdyż mimo coraz bardziej zasępiającej się twarzy Burzymowskiego, kończył:
— Tak! tak, kochanku! kiedyś grzyb, to leź w kosz, ojcem jesteś, trzeba dziecku być posłusznym — takie teraz prawo. Długo bardzo dzieci rodziców słuchały, teraz kolej przyszła na starych, że młodym się muszą akomodować. Panienka się zabawi, ty się rozruszasz i złe humory odejdą.
Kto wie? tyle młodzieży mamy? zakocha się w niej kilku, a przynajmniej jeden o rękę zgłosi. Pannie szambelanównie sprawimy weselisko, a ja na niem — wiesz co? no! ofiaruję się mazura z hołubcem! Zobaczysz, że się zwijam, jak potrzeba!
Klepał po kolanie Burzymowskiego, który siedział smutny i milczący, nie odpowiadając już nic, aby nie wywoływać drażliwych kwestyj.
Niewiadomo, jakby się była rozmowa skończyła, gdyby w tej chwili nie wpadł naprzód Zybek, wołając:
— Pan Mieczysław!
A za nim tuż wpadł młody mężczyzna, pięknej postawy, przeciw któremu szambelan z rozstawionemi pośpieszył rękami i do piersi go przycisnął.
— Micio! a, przecież! Jużem, słowo daję, nie wiedział co myśleć — wołał mocno poruszony Burzymowski.
Wtem postrzegłszy, że przybyły zdala się kłania Pokutyńskiemu, pośpieszył go zaprezentować przyjacielowi.
— Mieczysław Grabski, mój bliski krewny, najmilszy sercu mojemu młodzieniec, którego łasce twej, kochany szambelanie, gorąco mam honor polecić. Ale, jakże to być może, ażebyście się nie znali?