Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

parku blady księżyc zaglądał do wnętrza, a pieśń słowików rozlegała się, płynąc na woni bzów rozkwitłych. Spać nikomu się nie chciało.
Tak przy faraonie i cichej rozmowie doczekano się głosu trąbki pocztowej, która zdaleka, nim się turkot powozu dał słyszeć, zabrzmiała.
Książę z widocznym niepokojem pośpieszył na ganek.
Trąbka zabrzmiała bliżej raz, drugi i w bramie ukazała się piątka pędząca przed pałac tak żwawo i raźnie, jak z rana biegła ku miastu.
Harel otwierał drzwiczki, strzelec miał z drugiej strony podać rękę hrabinie, gdy sam książę wyręczyć go pośpieszył.
W ganku oprócz niego cały dwór niewieści pani de Vauban oczekiwał na nią.
Księciu, który zdawał się chcieć spytać o coś, przybyła wskazała majorową, kładnąc rękę na piersiach, aby mu dać do zrozumienia, iż ze znużenia słowa wymówić nie mogła. Sparta na ręku swych przyjaciółek, hrabina weszła do pałacu, a książę został sam z Habąkowską.
Oczyma naglił ją, aby mu prędzej powiedziała, co się dowiedziały, co zrobiły. Z miny majorowej trudno było co odgadnąć, sznurowała usta, rzucała wejrzenia ukośne, zdawała się chcieć trochę udręczyć niecierpliwego.
— Więc cóż? — zapytał Pepi, marszcząc brwi.
— Jak się księciu zdaje? — odparła majorowa tajemniczo.
— Myślisz mnie mistyfikować czy rozgniewać! — zawołał książę trochę niecierpliwie. — Nie zdaje mi się, aby to było w miejscu...
Byłyście w klasztorze?
— W żadnym, bo nie było poco! — odparał majorowa.
— Nie weszła jeszcze?... — pytał książę.
Habąkowska ruszyła ramionami.