Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dział. Byłem zawsze tego przekonania, że serce masz litościwe...
— Przestaniesz pan? — pogroziła z gniewem Habąkowska. — Śliczna pochwała dla kobiety! Serce litościwe! To sarkazm!
— Zawzięłaś się dla mnie być okrutną, — mówił złośliwy szambelan, idąc bez ceremonji do pokoju — okrutną teraz, gdy cię doświadczenie nauczyło, że litość nadweręża reputację!
— Jesteś impertynent, bezwstydny!
— Całe życie mi to mówią, — odparł Pokutyński — a ja uwierzyć temu nie mogę. Nie czuję się do tego.
Majorowo! chcesz się mnie pozbyć, aby rozpocząć tualetę, mów coś przywiozła?
— Ale! nic nie wiem! nic nie przywiozłam oprócz siebie... i wiązki siana za karetą, którą furman przyczepił na złość mnie...
Wiązkę tę siana mogę szambelanowi ofiarować.
Dygnęła mu.
— Rozumiem, masz mnie za osła, — rzekł spokojnie Pokutyński — ale, moja dobrodziejko, woźnica nie dla mnie ją przeznaczał. Objadać nikogo nie chcę.
Wtem weszła prędko pani Cichocka. Pokutyński stał jeszcze.
Kobiety zaczęły w kątku pokoju szeptać coś z sobą, ale ucho szambelana trochę przytępione z tej szybkiej wymiany wyrazów pochwycić nic nie mogło.
Zapomniano tak o nim, że wkońcu pokłoniwszy się z ironją Habąkowskiej, wyjść musiał.
Stanął niemal skonfundowany we drzwiach oficyny, naprzeciw której wprost, w drugiej jej odpowiadającej, widać było całe towarzystwo oczekiwać się zdające na niego, aby się z niem powziętą wiadomością podzielił.
Niecierpliwiono się, Fribes ręką na niego machał, aby prędzej powracał. Pokutyński stał i namyślał się.
Było naówczas w zwyczaju i w modzie, zwłaszcza u ludzi z dowcipu słynących, do których właśnie zali-