Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jorowa obejrzawszy się, zobaczyła dopiero gościa, który jej nie był na rękę, bo skrzywiła się nieco, ale niewiele nań zważając podbiegła do Sylwji.
— Przejeżdżając Miodową, zobaczyłam światło w salonie! Co za siurpryza! jaka radość dla mnie! nie mogłam się oprzeć chęci uściskania cię... Na długoź do miasta?
Sylwja, cofając się ciągle, odpowiedziała zimno:
— Prawdopodobnie zostanę tu.
Parę razy spojrzała Habąkowska na Mieczysława, jakby go wzrokiem odpędzić chciała, ale widząc, że się nie rusza, przystąpiła do Sylwji.
Chère adorable! słóweczko w twoim pokoju! bo widzę, że się tego pana nie pozbędziemy...
Zawahawszy się nieco, Sylwja dała znak oczyma kuzynowi, aby nie odchodził i wprowadziła podskakującą Jutkę do swojego pokoju. Zaledwie się drzwi zamknęły za niemi, gdy Habąkowska, bystro spoglądając na Sylwję, poczęła:
Quelle mouche vous pique? Cóż znaczy to nagłe opuszczenie Jabłonny? Wszyscy są zdziwieni! zaniepokojeni! O cóż to idzie? Czy ci się ta Bretesza tak nie podobała? Prawda, że jest bardzo złego tonu, ale ona długo tam miejsca nie zagrzeje, a tymczasem bawią się nią jak pieskiem lub lalką!!
Zimno wysłuchała tych słów Sylwja, wpatrując się takiemi oczyma w majorową, że ta wzrokiem jej zmieszana była widocznie. Traciła śmiałość i wkońcu splątawszy się, dokończyła cicho:
— Vaubanowa miała fantazję ją zatrzymać!
— Wszyscy mają fantazje, — odparła Sylwja — a nikomu ich za złe mieć nie można. Otóż i ja mam fantazję siedzieć tu, albo wyjechać gdzie indziej...
— A nas chcesz osierocić? nas, cośmy cię tak wszyscy kochali? — żywo szeptała majorowa głosem zimnym. — Prawdziwie, to niewdzięczność! Cóż przecie myślisz? niech wiemy przynajmniej!
— Ale ja sama dotąd nic jeszcze pewnego nie po-