Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, — dołożył Pepi — coś tak ostrego wybrać potrzeba, jak ser angielski, w czemby już były robaki...
Krótka ta rozmowa z majorową, choć nic napozór stanowczego nie postanowiono, miała jednak nie pozostać bez skutku. Myśl była rzucona.
Grabski wiedział już o przygotowaniach przenosin do Jabłonny, czekał niecierpliwie na Czeżewską, która mu dać znać miała, co Sylwja w tej mierze postanowi.
Jakoż jednego rana nadbiegła swym zwyczajem z mocno wysznurowanemi ustami, które się zawsze tem silniej ściągały, im ważniejszego coś miała do oznajmienia. Niespokojna, poruszona, wpadła jakby przejęta niezmiernie uczuciem jakiemś, z którego ochłonąć potrzebowała. Sparłszy głowę na ręku, wypoczywała. Dyszała długo, nim się zebrała na opowiadanie.
— Stało się — zawołała patetycznie z ruchem rąk rozpaczliwym do stojącego przed nią i oczekującego Mieczysława. — Wszystkie moje przewidywania zawiedzione, zrozumieć jej nie mogę. Któżby się był spodziewał? daje się zabrać Vaubanowej do Jabłonny. Jedziemy — czy ona jedzie sama, bo ja już nic nie wiem.
Grabski się rzucił.
— Tak, — dodała Czeżewska — i owoc moich insynuacyj, moich próśb i refleksyj może być stracony. Była znacznie ostygłą, przekonywała się, że książę wcale o niej nie myśli... a teraz — ja już nie wiem i nie mogę przewidzieć, co się dalej stać może...
Załamawszy ręce na kolanach, wojska trzęsła głową.
— Czyniłam, co mogłam, — dodała — ale gdy ona co postanowi, niema środka jej przekonać. To darmo!
Grabski, nie mówiąc nic, słuchał przygnębiony.
— Że pojedzie, to niema wątpliwości, — mówiła ciągle Czeżewska. — Przez dni kilka była jakąś wahającą się, niepewną, chodziła niespokojna, wyrywały