Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o księciu mówiąc — dodał — a o kochaniu, zawsze bezpieczniej używać czasu przeszłego.
— Książę kochał się może! — odparł Szymanowski — ale panna za nim szaleje. Radby się jej pozbyć, bo mówią, że mu jej żal, że ma dla niej osobliwe poszanowanie. Więc, żeby się uwolnić od natrętnej miłości, męża jej pono szukają.
Sołtyk ruszył ramionami.
— Nie pleć, proszę cię — rzekł. — Nie godzi się. Żal mi biednej ofiary...
— Powiadają o niej dużo, o natarczywości, z jaką ściga księcia, a on jej unika, ale — jeśli mówić nie wolno, milczę — dodał Szymanowski.
— Najniedorzeczniejsze plotki po mieście obiegają i rosną, jak lawiny, — rzekł gospodarz — ja ich powtarzać nie lubię.
Pani Sołtykowa, która pocichu się zbliżywszy, stanęła w progu i wysłuchała koniec rozmowy, podeszła z zapytaniem.
— Czy nie o sąsiadach mówicie panowie?
Pan Dominik odwrócił się, aby przywitać gospodynię, a mąż potwierdził domysł jej.
— Tak, — rzekł — mówiliśmy o Burzymowskim, ja szambelana spotykałem dawniej i teraz. Znam go trochę. Człowiek dobry z kościami, przywiązany do dziecka, ale dobroduszny i łatwowierny do zbytku. Przywiózł tę młodą swoją, niedoświadczoną, spragnioną zabawy i świata istotę, nie wiem pod czyją oddając opiekę.
— A! mnie jej niewymownie żal — westchnęła pani eks-stolnikowa. — Tak bliskie sąsiedztwo nasze, iż niepodobna było uniknąć ich podpatrywania. Panna mnie interesowała. Z twarzyczki jej ślicznej patrzało dziecinne roztrzepanie, natura namiętna i nieopatrzna. Co ludzie mówią o jej rozkochaniu się w księciu, nie wiem o ile prawdziwe, wiem, że książę dla niej był i jest z największym szacunkiem i nigdy płocho się koło niej jak koło innych nie kręcił.
Ale w tym domu — coś się dziś stało! Nie wiem,