Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pod filarami głośno nawet czasami ubolewano nad płochością towarzystwa, nad skandalem owego gospodarstwa pani Vauban, miłostkami i intrygami, pojedynkami i hulankami, które zdawały się całą treść życia młodzieży stanowić.
Natomiast Pod blachą, gdy Sołtyk na prawą rękę cierpieć zaczął, która mu później obezwładniała, skomponowano anegdotkę (równie fałszywą jak ta, którą wymyślono na Ożarowskich) — iż ś. p. Kajetan Sołtyk, gdy po smutnej katastrofie ukazano mu podpisy tych co go uznali obłąkanym, między niemi znalazłszy imię synowca, miał zawołać:
— Bodaj mu ręka uschła!
Wszystkie wybryki ks. Józefa, życia jego Pod blachą i w Jabłonnie, były przedmiotem sarkazmów, dowcipów, oburzeń Pod filarami.
W Jabłonnie oddawano to im z nawiązką.
Gdy na Socjecie, w późniejszym teatrze, w domu dla obu sfer przystępnym spotykały się dwa obozy, witano się zdala, z musu i dla przyzwoitości przemawiano słów parę, chłód i odraza były widoczne.
Wszystkich Sołtyka przyjaciół, „polakerją“ zwanych, pomawianych o patrjotyzm d’antichambre, miano za pedantów, ludzi ograniczonych, niewykształconych.
Dosyć powiedzieć, że do nich należeli Czacki, Woronicz, Chreptowicz, Krasicki, Staszic.
Dla księcia arcybiskupa tylko miano trochę więcej respektu, bo był dowcipnym, miał maniery wielkiego świata, europejską sławę i ten szczęśliwy charakter, który mu dozwalał wszędzie i zawsze z taktem, zimną krwią, tonem arystokratycznym a łagodnym, stać się przyjemnym nawet tym, co chcieli mu być nieprzyjaźnymi.
Pod filarami nie bawiono się tak bardzo hucznie, ani tak wystawnie i wspaniale jak Pod blachą, ale przyjęcie było pańskie, dom na wielkiej stopie, a gospodyni nadzwyczaj uprzejma i miła.