Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sylwja zukosa nań rzuciła oczkiem, ale kwaśnego i zakłopotanego usposobienia nie chciała wcale zrozumieć, czy brać do serca.
— A! nie uwierzysz pan, — ciągnęła dalej — jak tam u nas za kordonem austrjackim smutno i nudno. Warszawa, choć pod Prusakiem, zawsze Warszawą.
— Mogę pani zaręczyć, — przerwał Pokutyński — że jest tak świetną, jak tylko z Prusakami być może, którzy nam nie przeszkadzają się weselić, a my korzystamy z tego, ufając w Bogu, że kiedyś oni ustąpić muszą.
— No i bawią się tam wesoło! wesoło! nieprawdaż! — dodało dziewczę naiwnie. — A! proszę pana się nie śmiać ze mnie, że ja tak nieustannie o zabawach mówię! Ja się sama tego wstydzę, wiem, że nam wesołość dziś nie do twarzy, ale taka jestem biedna z tem mojem trzpiotostwem dziecinnem — nie umiem inną być! — I załamała rączki, a ślicznie jej z tem było.
— Ach! niemasz się pani czego wstydzić — żwawo wtrącił szambelan. — My starzy szukamy zapomnienia biedy w zabawach, cóż dopiero młodzież, dla której one są żywiołem jak powietrze i woda?
W Warszawie znajdziesz pani wszelkie rodzaje zabaw i rozrywek, jakie sobie tylko wyobrazić można — na rozkazy, do wyboru!! na skinienie! Młodzież męska i żeńska najlepszego tonu, wszystkie światy i sfery, jakich kto zapragnie.
Mamy świat par excellence najwytworniejszy, francuski, paryski, samą crême emigracji; mamy krajową jego imitację doskonałą, świat staropolski z niebardzo jeszcze wyszarzanemi kontuszami, a trochę zbutwiałemi ideami; świat niemiecki Koehlerów i Hoymów zaperfumowany francuszczyzną, a cuchnący biurokracją, naostatek młody światek — wojsko nieregularne wielkich nadziei!...
Piękna Sylwja, słuchając trochę dowcipkującego już dla przypodobania się jej szambelana, aż w rączki plaskała z radości, śmiejąc się doń wesoło, co zmusiło panią wojską do wstydliwego spuszczenia oczów, gdyż