Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ty figlarzu, antiquo more, kpisz sobie poprostu ze mnie.
— Uchowaj Boże! mówię ci prawdę najszczerszą i rzecz tak jasną, — odparł Pokutyński — tak naturalną, że nie pojmuję, co w niej ciemnego znajdujesz.
Burzymowski w głowę się podrapał.
— A któż tam bywa Pod tą blachą? — zapytał.
— Phi! wszyscy, co do nogi i co do nóżeczki najarystokratyczniejszej, — dodał szambelan — oprócz kilku starych kwok nudnych.
Burzymowski ręce zapakowawszy w kieszenie kapoty, chmurny i zadumany, począł się po izbie przechadzać.
— Ta — Vauban — czy jak tam, ma męża? — spytał, odwracając się.
— A ma! poczciwy jakiś człek, przyjeżdża tu ją odwiedzać czasami. Francuz wielce utalentowany, gra w teatrze amatorskim, jakgdyby całe życie był z profesji artystą.
— Role mężów? — spytał Burzymowski, wciąż dumając.
— Mężów i kochanków nawet, — dodał Pokutyński — en perfection.
Nastąpiło milczenie, wieśniak stanął i począł z natężeniem w oczy patrzeć Pokutyńskiemu, który wkońcu na głos się rozśmiał.
— Mówisz, że wszyscy bywają Pod blachą? — dodał szlachcic.
— Powtarzam, wszyscy! — potwierdził szambelan.
Burzymowski pozostał w zadumie, potem żywo do ucha przyskoczywszy szambelanowi, coś mu pośpiesznie szeptać zaczął.
— Albo ja wiem! — odparł wolno Pokutyński — co to do mnie należy!
Znowu Burzymowski chodził ze zwieszoną głową, i nierychło odezwał się jakby sam do siebie.
— Tandem tedy, mościdzieju, to tam jakieś pokrewieństwo nasze, a raczej Sylwki nie moje z Tysz-