Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jąc się w dziwaczne domysły o owej mitycznej dziewczynie, która być powodem walki musiała.
W mieście się długo nigdy nie utrzyma tajemnica. Kłótnia acz bardzo krótka w pokoju gry nie uszła oka i ucha ciekawych. Tłumaczono ją sobie bardzo rozmaicie. Młodzież, która była jej świadkiem, milczała, gdy bardzo wielu słuchaczów, ale każdy z nich pojedyńczo, na ucho sobie wszyscy opowiadali, ze szczegółami, jak to było.
W rozmaitych wersjach, z rozlicznemi warjantami krążyło opowiadanie aż do wieczora dnia następnego. Pojedynek usta rozwiązywać zaczął.
Niektóre z pań bywających Pod blachą, nie ważąc się powtarzać, jak to było, cedziły półgębkiem, że miało pójść o szambelanównę, o której jeden z młodzieży z lekceważeniem się wyraził, za co krewny jej Grabski się ujął.
Ciekawość była podniecona, wyprawiono na zwiady, piękne panie rozesłały swych faworytów dla zasięgnięcia języka, i wieczorem wiedziano już, jeżeli nie wszystko, to główne motywy całego dramatu.
Rzadko pomiędzy pięknemi paniami, które się zawsze czują rywalkami, tyle jest miłości i przyjaźni, by z nieszczęścia współzawodniczek nie cieszono się choć troszeczkę.
Sądy na ucho komunikowane były bardzo rozmaite. Nie wszystkie pewnie życzliwe dla pięknej Sylwji, której chorobę przypisywano naturalnie świadomości tego, co zaszło.
W opinji ogólnej Grabski, dotąd mało znany, zyskał najwięcej.
Z opowiadania samych sekundantów Trawki wnosić było można, iż nie znalazł się ani rycersko, ni zbyt nawet mężnie.
Potwarz rzucić na kobietę, a choćby plotkę o niej powtórzyć, już w oczach niewiast czyni człowieka pogardy godnym, a gdy się do tego przyłączy brak odwagi, zgubionym jest na sławie.
Dwaj sekundanci, śmiejąc się, opowiadali zabawnie,