Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nim się szambelan namyślił nad tem, czy prejudykat przy pierwszej wizycie wiąże go tak, iż powinien ją sprowadzić — Habąkowskiej karetka już się toczyła po bruku. Zdało mu się, że nie zgrzeszył ani uchybił, mając chorą córkę jako wymówkę.
Gdy po chwili zapukawszy nieśmiało do pokoju Sylwji, wszedł do niej, znalazł ją w istocie, jak przepowiedziała majorowa, z wielką dla siebie pociechą znacznie zdrowszą i uspokojoną.
Siedziała na łóżku blada trochę, piękniejsza może niż była, uśmiechnięta smutnie, a mikstura doktora, nie tknięta jeszcze, pomóc nie mogła.
— Co to jest młoda natura! siły młode! — odezwał się szambelan — choroba się przed niemi cofa zwyciężona i napastować nie śmie.
Czeżewska w duchu przypisywała to nie naturze, ale tej majorowej, którą teraz nienawidziła, bo po wyjściu jej wszedłszy do Sylwji, znalazła ją już siedzącą, uśmiechniętą, postrzegłszy tylko, że papierek jakiś szybko schowała pod poduszkę.
Miała myśl wojska, później poprawiając troskliwie posłanie, wyjąć z pod poduszek ten bilecik tajemniczy, ale ją nadzieja zawiodła, bo sięgnąwszy ręką bardzo zręcznie, już go tam nie znalazła.
Sylwja widocznie lepiej się miała, lekarz, który przybył wieczorem, znalazł zmianę bardzo szczęśliwą, puls uspokojony, nerwy mniej podrażnione, stan nad wszelkie spodziewanie pomyślniejszy, wróżący rychłe uzdrowienie.
Szambelan uradowany sowicie mu za to zapłacił.
Później niż domowy ordynarjusz przysłany z Pod blachy doktór Witaczek przybył się dowiedzieć o stan panny szambelanówny, co nadzwyczaj Burzymowskiego rozrzewniło, dowodząc jak się żywo jego dziecięciem interesowano.
Wprawiło go to i coraz widoczniejsze polepszenie zdrowia córki ku wieczorowi w humor weselszy, tak że nie mając go na czem i na kim spędzić, żartował z Micia nielitościwie, z jego pojedynku i rany, puszcza-