Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I nie czekając na odpowiedź, zaczął go ściskać serdecznie.
— Wiedziałem, że wy tu będziecie, — przyszedłem umyślnie — odezwał się Grabski, nie mogąc z twarzy zetrzeć wyrazu frasobliwego, który się na niej wypiętnował.
— I nawet na kasyno nie wziąłeś asińdziej weselszego oblicza? a młody jesteś! — wołał Burzymowski. — Wstydźże bo się. Poważnym być, dobra rzecz, ale kwasić się niezdrowo. Co z ciebie będzie na starość? Człowiecze!
Niezgrabnie Miecio się spróbował uśmiechnąć.
— Ale to moja natura! — odparł.
— To ją rzuć w kąt taką niedorzeczną i nienaturalną naturę — zawołał szambelan. — Patrz na mnie!
Com tu ja przebył! com przeżył! co przecierpiałem! A czy znać na mnie? hę? Patrz!
I okręcił się żwawo na pięcie, wziąwszy pod boki.
Grabski patrzał nań z wyrazem politowania.
— Przepraszam kochanego szambelana, — rzekł mu na ucho — przyznam się, że mam na kasynie mały interesik do załatwienia. Darujesz mi, że mu towarzystwa nie dotrzymuję.
— O! rozumiem! romansik gdzieś jakiś z ładną kupcową, albo z mieszczaneczką, co to do szlachty i paniczów lgną! Patrzaj tylko, żebyś mi się nie dał złapać i nie wprowadził ladajakiej krwi do starego szlacheckiego rodu... Boć, jesteście w Paprockim! Hulaj, bratku, to ci pójdzie na zdrowie, ale nie żeń się, chyba z równą!
Pogroził mu na nosie.
Grabski wolał być już posądzonym niesłusznie o płochość, niż zdradzić swą tajemnicę, uśmiechnął się dwuznacznie i oddalił szybko.
Po drodze, jakby szczęśliwem losu zrządzeniem, spotkał dwóch dawnych wojskowych, znajomych dobrze, odciągnął ich na stronę i, nie mówiąc o kogo poszło, objaśnił, co się stało, w krótkich słowach.