Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W istocie czuję się dziś niebardzo dobrze, — odparła Sylwja — ale to przejdzie.
— A! niechże nas pani swem cierpieniem nie przeraża — dodał Francuz. — Za jej zdrowie każdyby dał życie!
Sylwja uśmiechnęła się z rodzajem szyderskiego politowania. Francuz nie odchodził, stał w pozycji jak do tańca, z ręką założoną za kamizelkę, szukał wejrzenia pięknej panny i — jak Francuzi powiadają — czynił się sam pięknym. Byłby nawet nim może, gdyby nie tak bardzo przypominał komedjanta na scenie.
— Szczęściem dla mnie, dziś pani osamotniona, — mówił dalej — mogę jej ofiarować służby moje?
Czeżewska, widząc Sylwję zmęczoną i pomieszaną, wtrąciła się do rozmowy.
— Pan baron mógłbyś w istocie pannie Sylwji — nam, uczynić wielką łaskę. Gorąco jej zaszkodziło, szklanka limonjady możeby otrzeźwiła.
Zakręcił się Francuz i pognał szukać limonjady. Sylwja oczyma smutnemi toczyła po sali.
— Najlepiejby podobno było powrócić do domu, czuję się słabą.
— Ale — możeby to przeszło!... — odpowiedziała nieświadoma przyczyny wojska — trzeba się trochę przezwyciężyć! szkoda wieczora!
Szambelanówna nic już jej nie odpowiadała, spuściła głowę, zadumała się.
Baron, przyniósłszy własnoręcznie limonjadę, czuł się przez to upoważnionym stanąć na straży i zabawiać Sylwję swym dowcipem. Ten, zawsze prawie w jednem obracając się kółku, był już jej dobrze znanym, bo go się dawniej nasłuchała.
Grabski ze swego miejsca nie mogąc widzieć kuzynki, a dla niej tylko tu przyszedłszy, szukał w początku innego stanowiska, ale gdy postrzegł przy Sylwji stojącego Francuza na straży, z którym o lepsze się ubijać nie myślał, znudzony powlókł się dalej.
W drugiej salce tańcowano także, posługując się tą samą muzyką, którą tu dobrze słychać było. W trzeciej