Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mieczysław ukłonił się i zamilkł.
Ile razy tak przycięła mu i dotknęła go ostrzej Sylwja, wprędce potem żal ją brał, starała mu się to nagrodzić, stawała się milszą, a Grabski nie obrażał się nigdy. On jeden był w domu, do którego zdania przywiązywała jakąś wagę, chociaż go nie słuchała. Zdawała się go obawiać, patrzała nań niespokojna, a gdy milczał uparcie, wyzywała półsłówkami.
Tak się tedy ciągnęło dalej a dalej ku wiośnie, a o wyjeździe z Warszawy wcale jakoś mowy nie było.
Szambelan przypominał tu sobie dawne czasy, wynajdywał coraz dawnych znajomych, bawił się w swojem kółku przedziwnie i według zasad swej polityki, do domu pisując ciągle, iż powraca lada dzień (aby się służba, co chwila spodziewając, nie zaniedbywała), w rzeczy samej nie wiedział, kiedy i jak stąd wyruszy.
Dwa razy już musiał sobie kazać przysyłać pieniędzy, wziętych naprzód z dochodów majątku. Grosz leciał, jak opętany, trzos się wypróżniał, nim się szambelan opatrzył, że zabraknąć w nim może.
Gdy się stawał lżejszym, a w ostatku resztki z niego do sakiewki wysypywać musiał, ruszał ramionami, zaglądał do rejestrzyków i pojąć nie mógł własnej rozrzutności.
Dla córki niesposób było żałować, a wielki świat, na którym się obracała, kosztował ogromnie. Sylwja musiała występować modnie i świeżo, szczególniej na bale, asamble i t. p. suknie dwa razy jedne nie służyły. Burzymowski wzdychał i płacił, płacił i wydychał. Jego własne utrzymanie oszczędne, ile razy sam był, wyciągało mu wydatki, gdy się znalazł w kompanii rozpasanej młodzieży. Skąpiąc dla siebie, na przyjęcia i postawienie się, jak to dawniej zwano, nie żałował ostatniego grosza. Ba! zdjąłby był koszulę.
Kurczył się, obliczając z groszem, ale, koniec końcem, dla jedynego dziecięcia czego się to nie zrobi!
Miał szambelan niepłonną, jak mu się zdawało, nadzieję, że przy takich Sylwii sukcesach, szczęśliwem wejściu w świat wielki, przy jej wdzięku, rozumie, re-