Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie podobał się jej, odrobineczkę ułomny, choć twarz przystojna. Naprawdę niepozorny jest i simplex servus Dei. Ale właśnie takiego potrzeba dla kobiety rozumnej i trochę samowolnej, to jest skłonnej do samowolności. To będzie najlepszy mąż, potulny, akomodujący się!
Cieszył się szambelan swą przezornością, przenikliwością i doskonałą rachubą. Grabski nie śmiał mu przeczyć, ani uwag czynić żadnych, bo nie przywiązywał wielkiej wagi do tych projektów starego.
Głęboko strapiony tem, co się w oczach jego działo, a czemu zapobiec nie mógł, kryć w sobie musiał i miłość, którą usiłował zwyciężyć, i obawę o los dziewczęcia, i ból, jakiego doznawał.
Szambelan, jak wszyscy ludzie słabi, gdy nic uczynić nie mógł, wyrozumowywał sobie, że to, co się działo mimo jego woli, on sam dokonał.
Wmawiał sobie najdziwaczniejsze rzeczy, uspokajając swe sumienie.
Późno wieczorem powróciły obie panie, szambelan wybiegł natychmiast, towarzysząc im z Grabskim na górę. Zobaczywszy kuzyna, którego twarz chmurna wyraziście o uczuciach świadczyła, Sylwja zarumieniła się trochę i zmieszała. Spojrzenie nań było jakby wyrzutem dla Sylwji, niepokoił ją, bo czuła, że przy swym rygoryzmie mógł mieć słuszność, a posłuchać go — nie chciała!
Wrażenia świata, z którego powracała, w takiej były sprzeczności z tem, co Grabski niósł z sobą, iż szambelanówna zachwiana się czuła między temi dwoma prądami, które ją w dwóch przeciwnych ciągnęły kierunkach, ale — kości były rzucone.
Podała rękę Mieczysławowi i powitała go słowem bardzo uprzejmem, jakby mu za jego smutek zapłacić chciała.
Ojciec rozpytywał Czeżewską, która głosiła triumfy, to się wygadując zanadto, to wycofując a starając się przekonać szambelana o jednem, że powinien był