Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/72

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    uczucia, jakie ukrywała w głębi, przybierając z równą łatwością wszystkie maski, które wdziać chciała.
    — Cóżeście tak państwo żywo z sobą rozmawiali? — zapytała mnie.
    — Żywo? o! najobojętniej w świecie!
    — Przecież? o czem?
    — Naturalnie o podróży!
    — A! więc to zapewne było czułe pożegnanie, bo Halka z nami nie jedzie.
    — Pani żartujesz — odparłem śmiejąc się, — możnaż mnie posądzać o czułość względem panny Heleny?
    — A! kto to wie! Mężczyźni mają sposób kochania czasem trzech razem i pogodzenia w sercu tych trzech uczuć, uniewinnienia wszystkich.
    — Tylko mężczyźni! — zawołałem.
    — A pan nie znasz Halki — przerwała ścigając ją w dali rozgniewanym wzrokiem, — juściż zapewne dobre to dziecko, ale ja wiele cierpię przez nią.
    Wielkiemi oczyma spojrzałem na hrabinę.
    — Pani! przez nią?
    — Nic nie wiesz — dodała szybko, — wszakże ona mi męża bałamuci, on się w niej potajemnie kocha: schodzą się z sobą, widziałam... mam dobre oczy, ale cierpię i milczę... cierpię i znoszę tę zdradę!
    — To coś niepojętego dla mnie — rzekłem, — zresztą, czyż nie jest pani obojętnym hrabia?
    — Kochałam go — rzekła zmięszana, — a chodzi mi nie tak o jego miłość, której nie odzyszczę, ile o zgorszenie w domu, o oczy ludzkie i języki.
    — Zdaje mi się — przerwałem, — że to przypuszczenie najmniejszej nie ma podstawy. Nikt nic podobnego nie dostrzegł, nie domyśliłby się; możesz pani być pewną, że nikomu do głowy nie przyszło, nawet posądzić ich o to.
    Laura zarumieniła się gniewem.
    — Pan już ją bronisz, to mi dowodzi tego, czego nie wiedziałam dotąd, com zaledwie mogła przypuszczać... I ciebie więc już przeciągnęła na swoją stronę, i twoje chce mi serce odebrać?