Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/117

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Nie w piekle? — spytałem z uśmiechem.
    — Jutro wchodzimy do raju! — odparł zachwycony, — ja i Beatryksa!
    — Jedno tylko pytanie, — rzekłem widząc, że się spieszy. — A Halka?
    — Halka, — odpowiedział obojętnie, — a! tak! nie wiesz! od pół roku jest w nowicjacie Panien Miłosiernych. Zimnej tej naturze, — dorzucił, — nic lepiej nad regularne życie klasztorne przystać nie mogło.
    — Widziałeś ją?
    — Nie chcę jej przeszkadzać w zajęciach, które pełni z gorliwością nadzwyczajną. Ale bądź zdrów, bo mógłbym się opóźnić.
    I pobiegł spiesznym krokiem.