Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książę się odwrócił — A co ci to?
— Nic, mości książę, odpowie, wszystko z łaski jego jak najlepiej; ale na świecie pono doskonałego niema nic, tak też i tu w Tyszowie.
Widzimy, że żona mruga nań, aby pokój dał, a ten swoje i wzdycha znowu.
Książę tedy ponawia pytanie. — A cóż do Tyszowa braknie?...
— Jeszczem to ja się proszę księcia tak dalece w folwarku nie rozpatrzył, ale jeden defekt ma bardzo widoczny... granica strasznie niewygodna. Kury jak wynijdą za bramę, już cudzy grunt... a co gęsi ani wypędzić nie można... miedza tuż za stajniami.
— A czyjaż to wina?
— Czyjażby jeśli nie księcia jegomości.
Książę zamilkł.
— Któryżto tam folwark? szepnął do jegomości.
— To ta Wulka Zagrzebska — odpowiedziała rumieniąc się.
— A ileżto tam chat? — rzekł książę.
Krzyski prędko rzecze — pewnie i trzydziestu niema...
Na tem się skończyło, wstaliśmy od stołu z kielichami, a częstowano późno w noc nie żałując. Książę zapragnął, aby pani Zoryna zaśpiewała, co też uczyniła głosem jeszcze dosyć pięknym i miłym. Zagrała też parę sztuk krzyżowych osobliwszym kunsztem, że człek prawdziwie nie wiedział, czy słuchać, czy na te ręce patrzeć, które latały jak żywe srebro.
Noc była czarna gdy dano rozkaz do wyjazdu, aleśmy z sobą kagańce mieli... Spotkało nas tylko na wyjezdnem czego się nikt spodziewać nie mógł. Sala i pokoje w których siedzieliśmy, oknami wychodziły na ogród, dziedzińca więc widać nie było. W tym krótkim czasie, choć gospodarz i gospodyni byli z nami prawie nieodstępnie, djabeł czy kto tam wystroił na moście przeciw dworu, cale niczego bramę tryumfalną z zielonych drzew i gałęzi, lampami oświeconą i zdobył się na łacinę, bo w transparencie stało.