Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie trzeba się spieszyć — odparł Krzyski... a no, śmierć i żona, przeznaczona, jeśli fatum mi tę reliwją wydzieliło... już ona nie minie.
Książę wąsem pokręcił — Jak sobie chcesz, panie kochanku...
Widząc i słysząc co się święciło, dworzanie też napadli na nieboraka, prześladując go wdową starą i animując aby targu dobijał. Krzyski stał jak oto dzik kiedy go ogary opadną, ufny w kły, niezlękniony i pewien siebie. Odcinał się zręcznie, a gdy się wymknąć potrafił, uważaliśmy że popadł do Ciwunównej. Książę to także widział i pokwaśniał.
— Ale to głupi, człek, panie kochanku — zawołał — uczepił się! zapewne słodki kąsek ale nie dla waszeci.
— Daćby mu pokój, mości książę, szepnął Wojnarowicz, niech idzie po swej woli, na wszystko się w końcu rada znajdzie.
Tydzień przeszło na takich różnych rzeczy obrotach przeminął, a z Krzyskim sobie rady dać nie było można. Zdawało się nawet że do porozumienia zupełnego przyszedłszy z panną Ciwunówną, spokojnie się zachowywał i minę miał bardzo wesołą, — kasztelanowa mu w istocie niemal codzień większą okazywała konsyderacją, codzień opowiadać jej coś musiał o Stambule i sułtanie — ale czynił to jak za pańszczyznę i nie wywzajemniał się wcale efektem biednej kobiecie. Uważaliśmy i to, że gdy jenerałowej Morawskiej i innych dam nie było, a rozmowa między niemi się wszczęła, Krzyski gdy się tylko obejrzał, że sami są mężczyźni, kasztelanowej dziwolągi od rzeczy prawił i niekiedy bryznął tak czemś tlustem, żeśmy się aż lękali, przecież staruszka śmiała się, przyjmując to za dobre...
Znów tedy książę atak przypuścił do Krzyskiego, żeby ze swego szczęścia korzystał Wybrał do tego chwilę gdyśmy byli wszyscy na dole w sali obok sypialni książęcej, wyprowadziwszy tylko szlachcica na cztery oczy do swej komnaty. Kazał mnie, Zabło-