Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ckiemu i Wojnarowiczowi słuchać, jak się do niego weźmie. Myśleliśmy, ja przynajmniej, iż książę tem napędzaniem chce go na dudka wystrychnąć. Ale otóż jak rzecz poszła.
Krzyski jakby się spodziewał, iż zostanie zawezwany do sypialni, wszedł spokojny, czuba zecierając... książę siadł też przy drzwiach.
— No, mosanie, panie kochanku, mam mu służyć za swata? namyśliłeś się? Kasztelanowa za waszecią przepada. Co ty myślisz...
— Ja myślę, że mógłbym przepaść przez nią, rzekł Krzyski.
— Dla czego? jak? co? panie kochanku.
— To jest tajemnica — odparł szlachcic.
— Jaka? tajemnica? co? śni ci się! mów panie kochanku.
— Chyba mi wasza ks. mość dasz słowo, że... za złe mojego zwierzenia się nie weźmiesz.
— Ale mów, panie kochanku.
Ten chrząknął i stanął w pozycji jak do tańca lub do uroczystej mowy.
— Mości książę rzekł — źle się dzieje, gdy na najdostojniejsze domy w ojczyźnie zuchwałe szalbierstwo się targa... Tak jest, m. książę... Obawiam się, czyli księciu nie zagraża niebezpieczeństwo, czy nie osnuto tu czarnej intrygi, na jego kieszeń lub spokój.
— Gdzie? kto, panie kochanku — przerwał książę powstając nagle...
— Jam tu po Litwie, m. książę, dosyć się włóczył, rzekł Krzyski, a były miejsca gdziem i siadywał... ludzi różnych znałem wiele... Czy uwierzyłbyś w. ks. mość, że w Słucku po bogatym dosyć szewcu została wdowa Zabrzezińska, sławna z wielu awantur kobieta, która oto miała odwagę pod imieniem kasztelanowej tu przybyć, aby z księcia, mojego łaskawego pana a dobrodzieja, w niegodny sposób sobie żażartować... Szczęściem że...
Nie domówił więcej, bo mu książę własną ręką usta zatknął i w największej pasji zawołał: