Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skromniuchno, z oczkami spuszczonemi — z trwożliwością prawie.
Nim pierwsze pary dokończyły figury, do której ani Berta ni jej tancerz nie byli potrzebni, dziewczyna miała czas naelektryzować hrabiego wzrokiem i zawiązać rozmowę.
Poważny człowiek uległ widocznie wpływowi dziewczęcia, zajął się nią, rozprawiał wesoło, i gdy na nich kolej przyszła, tak byli zaprzątnieni rozprawą o życiu na wsi, o słodyczach tego cichego, sielankowego bytu na łonie natury, iż musiano hrabiemu przypomnieć jego obowiązki.
Berta tańcowała jak sylfida, jak motylek, a była urocza, gdy nią szał młody owładnął, to jest, gdy chciała okazać, iż mu się poddawała. W istocie panowała tak dobrze nad sobą, iż najmniejsze jej poruszenie mimowolnem nie było.
August poruszał się trochę ciężko, trochę może za wolno, ale nigdy nie opuszczająca dystynkcya ruchów i tu go odznaczała.
Panie z po-za wachlarzów mówiły sobie, iż taniec jego ma wiele życia i siły. Inne widziały w nim polski zakrój, coś przedziwnie rubasznego a pańskiego razem. Berta i on stanowili pewien kontrast, składający się na śliczną całość. — Ona miała polot, jakby z ziemi ulecieć chciała, on energią, która potrzebna jest, aby podstawy z pod nóg nie stracić. Para była dobrana nie tak do tańca jak do życia, ideał powstrzymywała trzeźwa rzeczywistość, by się w obłokach nie rozpłynął.
Z rozmowy, jaka się w interwałach toczyła bardzo żywo, niepodobieństwo jest zdać sprawy.