Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie tej pierwszej po pokojach przechadzki, choć nikt na tę parę nie zdawał się zwracać uwagi, hrabia Wit z za drzwi, matka z kanapy, gospodarz od progu gorączkowo badali, odgadywali, co się tam między niemi działo. Cieszyli się, widząc rozmowę nadzwyczaj ożywioną. — O! ta Berta! — myślała matka. — Ta Berta! — mówiła w duchu p. Neida...
W istocie Berta, gdy się polonez skończył, odeszła do matki tryumfująca. Szczęściem tej minki, któraby mu może tajemnicę charakteru zdradziła, nie widział August, który się cofnął pomiędzy mężczyzn, gdzie nań czekał już hrabia Sławek, potrzebujący mu zaprezentować człowieka, mającego nadzieję gdzieś się w dobrach majoratu umieścić.
Dano hrabiemu wypocząć, gdyż wedle programu po polonezie nastąpił walc a po nim dopiero miał przyjść mazur, w którym hr. August, o czem nie wiedział nikt, obiecał służyć Bercie.
Dziewczę nawet przed matką zrobiło z tego tajemnicę, aby tem większe obudzić podziwienie. Walc, w którym młodzież brała udział gorący, trwał dosyć długo. Nastąpił przestanek mały i, gdy muzyka odezwała się warszawskim mazurem Lewandowskiego, ujrzano rzecz, której nikt w świecie nie przewidywał. Hr. August włożył szybko drugą rękawiczkę, zbliżył się do krzesła, na którym Berta z oczkami spuszczonemi przy matce siedziała — i zaprosił ją.
Wywarło to wrażenie piorunujące, matka popatrzyła na córkę, która przyjęła tancerza, jakby go się wcale nie spodziewała. Hr. Wit zarumienił się tak, iż zląkłszy się, aby tego nie postrzeżono, za drzwi się