Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstrząsnęła się leciuchno i białe jej jak śnieg ramiona, prześlicznych kształtów, których sukienka nie osłaniała, zadrżały jakby wcale innego rodzaju dreszczem. Hr. August, który po raz pierwszy zblizka się jej dłużej przypatrywał, nie mógł nie zachwycić się nadzwyczajnym wdziękiem tej idealnej postaci, pół dzieweczki, pół dziecięcia.
Kilka słów, które powiedziała, dowodziły główki otwartej, a co więcej, śliczna ta główka, ubrana we włosy jakby ulane ze złota, spoczywała na szyjce cudnie zaokrąglonej, na ramionach młodej psychy, której malusieńka rączka, piękna jak cacecko, pulchna, drżąca dziwnie w dłoni tancerza spoczywała. Biegł od niej jakby jakiś prąd magnetyczny, który ostygłego, rozumnego, obojętnego człowieka tem silniej poruszał, że do tego rodzaju wrażeń nie był przywykły.
Żwawo następowały potem po sobie pytania i odpowiedzi, którym ciągle coraz napastliwsze towarzyszyły wejrzenia.
Berta zapytywała, czy choć mazura dla tego, że był polski, nie tańczył hrabia; August nie zapierał się, iż mazur nie był mu całkiem obcy. Śmiejąc się wyzwała go — dla ciekawości i na przekor, ażeby z nią pierwszego tańcował i dozwolił jej cieszyć się tym małym tryumfem, iż ona go do tego uprosić mogła.
Hrabia August nadto był grzeczny, by mógł odmówić ślicznemu dziewczęciu, które go — intrygowało i draźniło. Wyobrażał je sobie daleko chłodniejszem, mniej śmiałem, znajdował w niem wiele naturalności i wdzięku.