Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za głowę domu, choć nią nie była. Rządziła nią córka, ulubienica, przyjaciele domu a w ostatku i małomówny mąż, który we cztery oczy robił jej skuteczne uwagi, gdy widział, że się zbyt nierozważnie zapędziła.
Przybycie hr. Augusta oboje małżeństwo jedną myślą natchnęło, której ostrożny mąż nie objawił głośno, lecz gdy mu ją żona poddała, milcząco zgodził się na nią. Berta złotowłosa bądź co bądź powinna była pójść nie za kogo innego jak za Augusta. Oboje małżonkowie zgodzili się na to pod sekretem, ale matka badając córkę, wydała przed nią tajemnicę i — okazało się, że Berta tęż samą myśl już żywiła.
Obudziło to w mamie tem większe uwielbienie dla córki, że August zachwycającym nie był. A ten zaledwie rozkwitający pączek miał już tyle rozumu — takie pojęcie życia i obowiązków, że gotów był się poświęcić dla — imienia i majątku, dla stanowiska świetnego.
Matka wyznanie ciche córki usłyszawszy, rozpłakała się i o mało ją w uściskach nie udusiła. — Ten anioł! powtarzała łkając...
Ten anioł w istocie żył już nie sercem ale główką...
Możnaż było przypuścić, że hr. August nie zakocha się w niej szalenie? Po dwóch czy trzech spotkaniach, gdy oczekiwana miłość nie przybyła, zdumienie było wielkie — ale, nie rozpaczano.
Jawnem się stało dla hrabinej Witowej, że tej miłości potrzeba było dopomódz trochę do rozwinięcia się, ale bardzo zręcznie i w ten sposób, ażeby dostrzedz się to nie dało.