Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z tem wszystkiem dom nie był bez wdzięku, przypominał dawne czasy, miał swój styl właściwy, którego brak dzisiejszym budowom.
Dla hrabiny matki, która wiele nie potrzebowała, dla syna jej wymagającego mniej jeszcze, pałacyk, był aż nadto wystarczający. Nie godził się on tylko z imieniem i zamożnością rodziny, od której żądano, aby występowała wszędzie i zawsze stosownie do wysokiego swego społecznego stanowiska.
I to właśnie miano jej do zarzucenia, że ani matka ani syn nie pojmowali świętego obowiązku imponowania szołdrom, których kilku obok siedziało.
Według tradycyjnej skali, hrabia a jeszcze taki hrabia milioner — powinien był trzymać co najmniej dwadzieścia kilka koni na stajni, mieć stosowną ilość służby próżniaczej, strzelców, kamerdynerów, marszałka dworu i t. p.
Tymczasem hrabia August miał tylko jednego wierzchowca, cztery mierzyny do powozu i konie piękne, ale nie nadzwyczajnej ceny, dla matki. Reszta ich niepozornych, folwarcznych w żadną wchodzić nie mogła rachubę. Kucharz był jeden i wcale nie sławny, kamerdyner stary i niepokaźny, dwóch lokajów bez liberyi i herbów — słowem, nie było się czem pochwalić.
Powszechnie więc sarkano na skąpstwo i uśmiechano się z niego.
Żaden z gości nie mógł się poskarżyć na przyjęcie, ale balów nie dawano, a wieczory i obiady były wprawdzie pańskie, a mimo to skromne.
Nie było tu tego, co występ stanowi, o czemby mówić można, coby obudzało podziwienie i zazdrość —