Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ładną, umiejętność ubierania się znakomitą, żargon, dowcip — wszystko... tylko — pod tą świetną powłoką nie szukaj więcej! — pustki!
— Wujaszek całą bo społeczność naszą ogadujesz! — rozśmiał się słuchający go z zajęciem hrabia.
— Masz słuszność! Zgorzkniałem! — odparł Samulski, wstając. — I ludzie na starość jełczeją. Daj Boże, bym był ślepy, daj Boże, bym się mylił! — ale... gdy w innych stronach dźwigają się ludzie, u nas co za... upadek!
Stary gorączka zerwał się z kanapy.
— No, chodźmy ztąd — krzyknął — dosyć do licha tego zalewania się trucizną... Długo tu bawisz?
— Jutro chcę powrócić do matki. Przybyłem tylko dla pokupek...
— No! i udało ci się tak szczęśliwie wpaść między tych panów, iż — osądzonym będziesz i niechybnie potępionym.
Do czego i ja się może przyczyniłem trochę — dodał stary. — Ale to nie szkodzi nic. Będę pobłażający, boby cię bardzo mieć chcieli, z warunkiem, byś się im poddał...
To mówiąc, uściskał go.
— Spokojny jestem o ciebie — rzekł. — Nie dasz się im opętać i spętać... Chodźmy!
I wyciągnął go z restauracyi.