Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szej rozprawy w przedmiocie wyczerpanym wyznaniem tak otwartem — ale, zasiadając w tylu komitetach, przysłuchując się tylu sporom, miał zapas znaczny obłamków różnych, które się tempore oportuno zastosować dawały.
— Tak! tak! — westchnął — wygodnie to jest zająć, że się tak wyrażę, stanowisko niezależne, lecz są wypadki, okoliczności położenia, w których grupować się jest — obowiązkiem a dziko chodzić samopas — trudno!
Sławek pospieszył potwierdzić to bardzo dobitnie.
— Tak! — dodał — są chwile, gdy każdy musi być z kimś albo przeciw komuś!
— Kochany hrabio! — obracając się ku niemu z uśmiechem, rzekł August. — Ja tu jestem homo novus, do żadnego szeregu nie mogę się zapisać, bo nie czuję, bym się na co przydał... Ograniczam się obowiązkami powszedniemi.
— A to się właśnie nie godzi — przerwał Zenio — noblesse oblige, takiego imienia dziedzic nie może się od wyższych zadań społecznych usuwać.
Hr. August trochę się zmarszczył, nudziły go już te napaści.
— Znajdziecie mnie zawsze gotowym do wszystkich ofiar, do spełnienia obowiązków — odparł — ale sumienie moje musi rozstrzygnąć o ich — potrzebie.
Voyez vous — zawołał uparty Zenio z wyrazem smutku. — Gdyby wszyscy chcieli tak iść samopas, gdyby karności nie było, spójności, solidarności — wszystko by się u nas rozprzęgło.