Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprowadzić na zasadach bliskich tym, jakie hrabia wypowiadasz. Jużciż im nie podasz ręki?
— Dla czego? — zapytał hrabia.
Zenio zaniemiał.
— Ale ci ludzie — ci ludzie!! — zawołał po chwili.
— Kwestya nie o ludzi jest, ale o zasady — odezwał się August. — Jeżeli się na nie zgodzimy.
— Tam nie ma dobrej wiary!
— Nie mam prawa posądzać o brak jej nikogo...
— A zatem hrabia byś mógł! — zawołał gorąco Zenio...
Drżał cały z oburzenia — August łagodnie ręką ujął dłoń jego i starał się uspokoić.
— W sprawach rozumu i rachuby nie trzeba się roznamiętniać... Salus publica lex suprema! Ja w tem widzę dobro powszechne i choćbym trochę mej dumy miał poświęcić...
— Z takim ......skim siąść na jednej ławie... na równi... i... Zenio się unosił.
— Miejsce na ławie obok uczciwego człowieka, ktoby on kolwiek był, mnie ani panu hrabiemu uwłaczać nie może.
Nie było sposobu ciągnąć dalej, Zenio szukał kapelusza, usiłując choć na pozór się uspokoić. Gospodarz łagodził jak mógł wrażenie, nie chcąc go tak rozdrażnionego puścić z domu. Nie mógł jednak poświęcić przekonań i ilekroć dochodziło do nich, zamyka się w sobie z niemym uporem człowieka, który do ustępstw nie jest nawykły.
— Pozostaje mi — rzekł w końcu Zenio, nakładając rękawiczkę i szarpiąc ją nielitościwie — przepro-