Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry mu w piersi powinien był utkwić, nie czuł. Rozmawiał z wujem, z panią Szamotulską, z kuzynką pułkownikówną. Śmiał się — nie robiło to na nim wrażenia.
Toni był najpewniejszym, iż wkrótce salę opuści — pozostał.
Gdy Nina wróciła na swe miejsce, zbliżył się do niej.
— Chcesz pani przyszłego mazura z tak złym jak ja tancerzem spróbować? zapytał.
Szamotulska spojrzała nań.
— Hrabia nie lubisz tańca — rzekła — to wiem; ja nie bardzo w nim smakuję. Po cóż się do tego zmuszać!...
— A jeźli z kim innym masz pani pójść — i nie będziesz mogła odmówić, czemuż nie zemną?
Za całą odpowiedź panna znak jakiś główką dała i uśmiechnęła się.
W tej chwili, gdy umowa została zawartą, zdala podchodził nachmurzony hr. Wit, wysłany przez córkę w poselstwie do Augusta.
Złotowłosa wypocząwszy, ukarawszy a nie chcąc być nazbyt okrutną, zapraszała do drugiego mazura.
August poskoczył sam się wytłumaczyć.
— Pani mi daruje! nie wiedziałem, nie przeczułem, że mnie to szczęście spotkać może — i otrzymałem już mazura tego od mojej sąsiadki panny Niny.
— A? — odparła Berta, pokazując ząbki białe — przepraszam!
Odwróciła się żywo.