Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy prawie mający uczestniczyć w zabawie już się w mieście znajdowali. Hrabia Wit miał tu swój dom własny i jako możny pan trzymał w nim całe piętro nie najęte dla tego tylko, by, jak mówił, nie zajeżdżać do karczmy, gdy mu się w mieście być podoba Wprawdzie piętro to nie było urządzone z takim zbytkiem jak pałac na wsi — ale i tu mieszkał pańsko hr. Wit, któremu bardzo o to chodziło, by go miano za magnata.
Na co by mu się zdało nim być, gdyby nikt o tem nie wiedział?
Nazajutrz po ukazaniu się hr. Augusta w teatrze, z południa skromny koczyk zajechał przed dom hr. Wita i służący poszedł na górę spytać, czy jego pana przyjmują...
Berta nie była jeszcze ubraną, hrabia dał wiedzieć żonie, naradzano się, kto i czy miał przyjąć: — stanęło wreszcie na tem, iż w salonie Wit miał go powitać, a panie wejść później miały, bo Berta sobie tego życzyła...
Matka była zdania, iż mogły się całkiem nie pokazywać, córka wyrzekła, że życzy sobie wyjść koniecznie. Wola jej była rozkazem.
Z przyjęcia hrabiego nigdy nikt nie mógł się domyślać, czy był rad komu, czy się nań dąsał. Miał on jedną z tych twarzy skwaszonych naumyślnie, posępnych, na których jak we mgle nic dojrzeć nie można.
Hrabia wszedł wesół, swobodny jak zawsze, z uprzejmością wielką witając gospodarza, który jąkając się, posadził go koło kanapy.