Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

narazić się łatwo potrafię, naówczas zemsta pańska potężniejsza niż łaska, i zamiast korzyści, do domu wniosę biedę.
— A od czegóż rozum! — zawołał Grzymała. Pan Bóg łaskaw, i wy głupstwa nie popełnicie, chcąc głową mur przebijać, i on wam uczciwego punktu honoru za złe nie weźmie!
Słowem, przy swojem stał sługa, panicza całował a wyprawiał. Stanęło tedy na tem, że gdy się ociepli, zazieleni, pora będzie do podróży przyjemniejsza, Felicjan się do Terespola wybierze. Więc stary w niebo poglądał, liście na drzewach liczył, pogodę wróżył, tak mu chłopca wyprawić pilno było.
Feliś jakby głuchego udawał.
Popstrzykali się czasem, lecz nim się rozeszli, zgoda najlepsza następowała, a Grzymała w swoje bił: — jechać trzeba.
— To się pojedzie — mówił Sobek obojętnie.
— Jechać póki śniadania i popasu nie zapomni — przynaglał Grzymała.
I śmieli się, Feliś ulegać musiał.
Zamawiał też sobie stary, aby zbytnio do domu nazad Sobek się nie kwapił, bo się gospodarstwo bez niego obejść może; i dowodził tego praktycznie, sam się około niego jak najmocniej krzątając. Felisia prawie nie dopuszczał, każąc mu się ze strzelbą i niewodkiem bawić. Nigdy może stary tak gorączkowo czynnym nie był, a widząc go tak zajętym, tknięty tem do żywego Feliś, rwał się sobie do jakie takiej roboty tak, że go raz stary złapał łupiącego łuczywo, co było funkcją Niemowy.
— A! tego to już nadto! — krzyknął, odbierając sie-